czwartek, 26 listopada 2015

Moje przemyślenia, atak i brak tłumaczenia !



Witajcie Kochani !







    Wczoraj na moim profilu doszło do pewnej "afery" otóż, pewna Pani oskarżyła mnie o kopiowanie wzoru pewnej zabawki - renifera. Uwierzcie mi, że zdjęcie nie miało znaku wodnego, nie było podpisane czyje jest. Wyskoczyło z setkami innych zdjęć, po wpisaniu hasła "wykrój na renifera".




    Nie piszę tego posta by się wytłumaczyć, ale po to by sobie ulżyć. Owszem może naruszyłam prawa autorskie, odszukałam w internecie źródło oraz książkę, którą mam zamiar zamówić, bo jest w niej wiele wzorów. Biorąc pod uwagę fakt, że obecnie jestem w ciąży, na wszystko reaguję bardziej emocjonalnie. Był moment słabości, ale wszystko mija z czasem - trzeba szybko podnieść się z porażki i dalej działać w tym co sprawia przyjemność.




    Nie miałam na celu kopiować, powielać ani kraść czyjegoś pomysłu. Renifera narysowałam na oko, na życzenie małej Zuzi, której się spodobał. Chciałam by chociaż trochę był podobny. Jak dla mnie wyszedł całkiem nieźle. Został usunięty ze strony, by nie denerwować Pani która zaczęła ową sprawę.




Naruszenie praw autorskich ? A kto ich nie narusza w dzisiejszych czasach ?

   Czy jak wchodzę na grupy rękodzielnicze i widzę pełno królików tilda, aniołów i innych tego typu dzieł, mam być zła i atakować każdego z osobna, że skopiował mojego królika, bo ja dzień wcześniej pobrałam wykrój z internetu i zrobiłam takiego samego ? Nie, nie jest taki sam. Każda maskotka, uszytek czy inne dzieło jest niepowtarzalne, niesamowite i jedyne w swoim rodzaju. Każda maszyna wbija inaczej igłę w materiał, czy to bawełnę czy płótno, każda ręka doszywa elementy inaczej, prosto czy krzywo. Dlaczego mam się złościć na kogoś kto zrobił to podobnie. Nie oszukujmy się, w internecie jest pełno wzorów - które może każdy pobrać i przy odrobinie umiejętności zwykłą igłą i nitką uszyć sobie lalkę tildę.




   Pokażę Wam lalka tilda pełno jest ich w internecie, wykroje, jak zrobić, jak wykroić i uszyć. Wykroje są ogólnodostępne, pewnie w książce jest zawarte więcej szczegółów, opisów i detali.

   Są tacy co mają wyobraźnię i uszyją "na oko", a są tacy którzy potrzebują do tego książek i specjalnych umiejętności. Tak bywa, nic z tym nie zrobimy.






    Zapytanie mam jedno, skoro ktoś wyszuka w internecie coś co chce uszyć - czemu nie może tego użyć ? Uszyć na podobę, może być to dla kogoś nieudaną podróbą czy marną podobizną, ale jest nasza, to my siedzimy i bez wykroju próbujemy choć trochę się zbliżyć do celu.




    Myśląc o bombkach ze wstążki bo i to mi się obiło o uszy, widzę wiele takich i wszystkie są takie same, mają inne kolory, wzory, ale są podobne. To czy Pani A. ma być zła na Panią B. że zrobiła bombkę na kuli styropianowej ze wstążki firmy xxx, ułożyła kwiatki milimetr dalej niż ona ale nie spsiukała całości brokatem. Dwie takie same bombki ? Otóż nie, jedna jest "spisikana" brokatem a druga ma kwiatki o milimetr dalej.

Może jest podróbą, marną kopią ale jest inna. Każdy powinien doceniać to co tworzy, nawet jeśli jest to podobne do innych. Bo czego teraz nie ma co nie jest kopiowane na oryginale.




Torebki Prady, Chanel czy buty Pumy bądź Adidasa. Wszędzie tego pełno.




Czy ktoś kto siedzi w domu i rysuje sobie wykrój na kotka, sam się trudzi i wymyśla a później wchodzi na stronę i widzi tego kotka u kogoś sławnego, ma być zły ? a może ten ktoś sam też wymyślił a może zakupił książkę? Dlaczego mamy z góry osądzać kogoś, że zrobił coś z premedytacją?

A może nie widział ? Nie miał innej możliwości, chciał zrobić coś szybko, pochwalić się.




  Dużo pytań się nasuwa, doskonale rozumiem żal i złość Pani, ale skoro robi takie zabawki to czemu nigdzie nie ma napisane z jakiej książki pochodzą wykroje ? Obszukałam wszystko, ale nie było takiej informacji. Znalazłam ją sama, co nie było wcale takie trudne, sama się na talerzu podała "książka".




Jestem w trakcie zamawiania i wtedy uszyję oryginał, nie marną podróbę - jak to "znawczyni" nazwała. Nie mam na celu nikogo urazić ani obrazić, bronię się tylko - przed frustracją - bo w ciąży wystarczająco dużo mam innych uczuć.







Z każdym dniem napływają do nas dobre wiadomości, Filipek już niedługo się urodzi, wszystko mamy przygotowane. Moje szycie staje się coraz większą pasją !




Dzięki za uwagę!







Dziś na MNISIOWIE pojawi się rozdawajka z okazji zbliżających się mikołajek. Bądźcie czujni !

Buzi :)


ps. mała poprawka ! tutaj :)

wtorek, 24 listopada 2015

Przypomnienie - jak to było kiedyś :)



Przypominam Wam mój stary post, który cieszył się dużym zainteresowaniem na moim poprzednim blogu. Pamiętacie ?

Witajcie Kochani !

      Ostatnio przyszło mi do głowy, że fajnie powspominać sytuacje związane z dzieciństwem.
Ten czas dla każdego z nas był wyjątkowy, beztroski z małymi dziecięcymi problemami. Każdy z Was chciałby powrócić do czasów dzieciństwa, kiedy jedynym problemem było to, że Kasia czy Asia ma taką sukienkę a ja nie mam, albo że już trzeba przyjść do domu na kolację czy kąpiel. Tak wiem... każdy by chciał móc znów poczuć się dzieckiem, chociaż na chwilę. Dlatego istnieją wspomnienia, które w tym wpisie przypomnę każdemu z Was razem i z osobna, by każdy mógł choć trochę zatopić się w tym błogim stanie.
A tak serio to szkoda, że nie wymyślono takiej maszyny, która przenosiłaby nas do czasu dzieciństwa, albo w ogóle do jakiegoś czasu wybranego przez nas, by móc znów poczuć się tak samo, albo zmienić coś, zrobić coś innego, wypowiedzieć inne słowa. Szkoda, ale może gdyby taka maszyna istniała to nie wiem czy nie była by kłopotem, bo wtedy nie było by związków, wielkich miłości, szkoły i innych marzeń. Niektórzy mogli by wykorzystywać ją do różnych złych celów, więc opuśćmy tą myśl.


Smaki z dzieciństwa, nie mam tu ma myśli tylko chleba ze śmietaną z grubą warstwą cukru, czy oranżady ze sklepu w szklanej butelce, ale także czas i zajęcia jakie cieszyły każdego dnia.


Ja ze swojego dzieciństwa pamiętam rozczochrane włosy, brudne kolana i wielki zapał do wszystkiego, a że jestem "kąpana w gorącej wodzie" to i odwaga mnie nie opuszczała.
Pamiętam wielkie "zabawisko" na podwórku koło garażu z łóżkiem zrobionym z worka i słomy, z kuchnią z drewien do palenia w piecu, wszelkich kubeczków po jogurtach i starego metalowego czajnika w którym gotowała się na niby woda.
Najlepiej było bawić się tam w wakacje, kiedy latarnia naprzeciwko mojego domu paliła się i tym samym ja u siebie w "zabawisku" miałam światło. Uwielbiałam tam siedzieć godzinami, gotować, sprzątać i udawać zabawę w dom z kotami. Zawsze towarzyszyły mi koty w życiu, zawsze było ich multum, do tej pory mi to zostało, bo odkąd przeprowadziłam się do Olsztyna w moim mieszkaniu zagościł Stefan. Później moje "zabawisko" przeniosło się na strych, to dopiero był wypas, okna i firanki, dywany, prawdziwa kanapa, oddzielne pokoje - drzwi porobione z zasłon. Dużo ubrań na wieszakach, w które z koleżankami się przebierałyśmy i udawałyśmy że idziemy do opery czy na koncert. Eh co za czasy...




W wakacje jeździłam na jagody, codziennie rano albo z kuzynkami albo z Tatą, rowerem o 6 rano do lasu w znajome miejsca gdzie było dużo jagód. Rano robiłam bułki z dżemem i słodką herbatę do plastikowej butelki. Jak jeździłam z Tatą to mogłam liczyć na to, że mi pomoże uzbierać całe wiaderko, zawsze zabierałam ze sobą pięciolirowe wiaderko z miarką (słoik pół litra) i czasem Tata pomagał mi dozbierać jak mi brakowało.
Zawsze pytałam: "dasz garstkę?"
Z garstki robiły się dwie, a później trzy i tym samym cała miarka była zapełniona. Czasem Tata wołał mnie i mówił, że tu są jagody i tu zbieraj, bo tu są duże i dużo.
Pamiętam te bułki z dżemem, całe mokre i słodkie, że nie dało się ich zjeść i te komary co gryzły niemiłosiernie, że trzeba było się smarować olejkiem wanilinowym.
Jak wracałam do domu, to nie raz miałam wypadek, bo nie trafiłam rowerem w bramę, a że chciałam wjechać z klasą i wiaderkiem na podwórko to nie raz zdarzyło mi się wysypać jagody i trzeba było je wybierać z trawy. Nie dość, że się namęczyłam żeby je uzbierać to jeszcze czasem musiałam je wybierać z trawy.
Matko ! Postrzelona byłam, nadal jestem. Bułki z jagodami były pyszne, no i zawsze można było je sprzedać i mieć swoje pieniążki.


Co innego było z chodzeniem na grzyby, nie lubiłam tego, a jak pomyślałam o maślakach obślizgłych, brr..., ale jak Tata chodził i przynosił "betki" dla mnie to lubiłam je smażyć z solą na blasze od kuchenki. A rosół z "gąsek" pychota. To mogą wiedzieć tylko osoby, które mieszkały na wsi bądź jeździły tam na wakacje. Te smaki można tylko tak poznać.




     Powracając do smaków dzieciństwa to zapadł mi w pamięć chleb ze śmietaną i cukrem, chleb ze smalcem i skrawkami, kasza manna. W zimę zjeżdżanie na worku od nawozu wypchanego sianem, robienie aniołów na śniegu albo ślizganie się na ulicy "na buty".
Jeżdżenie nad rzekę, albo chodzenie pieszo, to nic że nie umiało się pływać, wszyscy chodzili, więc i ja. Wtedy jeszcze nie miałam komputera ni nawet komórki, więc więcej czasu spędzało się na dworze.
"Chodzenie po wiosce" w tą i z powrotem, było wtedy super zajęciem, dziś uważam, że była to strata czasu. Napuszczenie wody do wanny, czekanie na nagrzanie i udawanie, że ma się swój osobisty basen. I te problemy, że masz brudną bluzkę albo krostę na czole. Chciałabym mieć teraz problemy tego pokroju.




      Dobranocki, tak tak wieczorynki "Gumisie", "Smerfy" albo "Muminki" , a później "Zbuntowany Anioł" i inne telenowele, których tytułów nie pamiętam.
I te wszystkie festyny, dyskoteki, wracanie do domu pieszo kilkanaście kilometrów, wycieczki do Mleczówki na kawę do Kasi, na sesje zdjęciowe. A później chodzenie na Lotos na hot-dogi z wszystkimi sosami. Wracam do Polski i muszę to powtórzyć.
Wszystkie zawody miłosne, rozpacze i chwile szczęścia.


    "Granie w gumę", jak nie było z kim to zaczepiało się gumę o dwa krzesła i też była zabawa, skakanie na skakance, i te skoki do tyłu ze skrzyżowanymi rękoma.
A pamiętam jak mnie pies ugryzł w nogę i wróciłam do domu nic nie mówiąc, chociaż mnie bolało, ale bałam się, że nie pójdę już na dwór. Albo przebita noga szkłem czy gwoździem. Wtedy było to straszne - teraz śmieszne.
W dzisiejszych czasach jest wychowanie bezstresowe: komputery, laptopy, smartfony i internety :) to chyba z jakiejś reklamy.


    Powiem Wam, że dzieci mają chyba teraz łatwiej a może trudniej. Niby mają wszystko, ale ja pamiętam swoje dzieciństwo = dwór, rower "zabawisko", zabawa do późna i te komary w lato. Teraz dzieci spędzają czas przed komputerem, bo nawet można kupić czy znaleźć grę "wiejskie życie" to po co wychodzić na dwór ?
A później jest wielkie zdziwienie, bo dziecko nie wie skąd jest jajko czy mleko, pytane odpowie, że ze sklepu :)


A jakie są Wasze smaki i wspomnienia z dzieciństwa ?


Czekam w komentarzach na opowieści.


Całuję !
do następnego wpisu.

I'm gonna make him an offer he won't refuse



W życiu przeczytałem wiele książek. 



Cytując klasyka: Jedna z nich to „Ojciec chrzestny”. Gdybyś ją przeczytał, to wiedziałbyś, że pieniądze to nie wszystko, że nie zdradza się przyjaciół i nie dmucha ich żon.



"Ojciec chrzestny" to jedna z moich ulubionych książek, nie wspominając o fantastycznej trylogii filmowej o tym samym tytule w reżyserii Francisa Forda Coppoli. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że najpierw obejrzałem film a dopiero potem zapoznałem się z książką. Pierwsze podejście to książka z biblioteki uniwersyteckiej. Stary wysłużony egzemplarz z roku 1979, jednak znak po jej przeczytaniu pozostał we mnie do dziś. Mimo upływu tylu lat od pierwszego wydania tj. od 1969 roku ta książka będzie zawsze wywierała wpływ na tych, którzy ją przeczytają.
Prezent od narzeczonej 
         Do filmu dość długo się zbierałem. Mogę powiedzieć, że wstydzę się tego, że tak późno odkryłem te legendarne dzieło. Od kiedy pierwszy raz obejrzałem ten film, to wiedziałem że za każdym razem , gdy będę go oglądał, będzie mi sprawiał taką samą satysfakcję i wzbudzał podziw jak wtedy, gdy oglądałem go po raz pierwszy. Oscarowa rola Marlona Brando, genialny Al Pacino w części pierwszej a także retrospekcyjny Robert De Niro w części drugiej tego filmu nie pozostawili złudzeń, nie ma chyba osoby, która potrafiłaby mnie przekonać do tego, że do tych ról pasowaliby inni aktorzy.


Rodzina Corleone w pierwszej części "Ojca Chrzestnego"


Robert De Niro jako Vito Corleone w drugiej części "Ojca Chrzestnego"


W międzyczasie udało mi się również zagrać w grę na podstawie drugiej części filmowej trylogii "Ojca Chrzestnego". Większość faktów przedstawionych w grze zgadzała się z tymi przedstawionymi w filmie. W pierwszą część tejże gry nie dane było mi zagrać, gdyż mój laptop jest chyba na nią za dobry :)






Dziś temat z innej beczki ale mam nadzieję, że dobrze się Wam go czytało.


Wracam do oglądania "Ojca Chrzestnego 3" który właśnie leci na TVN 7, natomiast jeśli, któreś z Was nigdy nie miało styczności z tym filmie, to gorąco zachęcam by obejrzeć całą trylogię.






"Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej" - Michael Corleone






Buonasera!

sobota, 21 listopada 2015

Minionkowe poczynania pierwszej części koniec - akcja zakończona !



Witajcie Kochani !




    Dawno mnie nie było, ale to ze względu na to, że byłam zajęta "projektem Minionek", który w końcu zakończył swój etap w naszym domu i czeka go podróż.




    Najwięcej trudności sprawiły mi okulary, które wstępnie miały być z uszczelek PCV, jednak okazało się, że nie można za nic w świecie ich razem połączyć by tworzyły to co chciałam osiągać. Pomysł wpadł sam w trakcie sprzątania i układania wszystkiego co potrzebne (rolki po papierze toaletowym, tekturki, taśmy i inne) wybór padł na taśmę.




    No, tak wszystko super ! Tylko pytanie jak to podzielić na dwa kółka? W ruch poszły nożyczki, które niestety okazały się za słabe na tak ciężkie tworzywo. Później śrubokręt - hahaha ! tak śrubokręt - głupi pomysł. Na szczęśćcie nóż odegrał najlepszą rolę - zanim jednak przecięłam, wyszlifowałam i zrobiłam wszystko by było bezpieczne minęło trochę czasu. Ale prototyp powstał.




    Później akcja realizacja - malowanie, a że zapach farby w moim stanie strasznie mnie drażni - wygnałam chłopa do piwnicy by tam pomalował. Kupiłam specjalną srebrną/siwą farbę do dekoracji, niestety długo schnącą. Zanim tak naprawdę wszystko było na cacy minęło kilka dni.

    Prototyp został przyniesiony do domu i zabrałam się za wykańczanie. Aby okulary przypominały prawdziwe, pod spód przykleiłam folię by imitowała szkło, zrobiłam uciągliwą opaskę - by można było je swodobnie zdejmować, a oczy na maskotce podkleiłam filcem, aby się nie ocierały o materiał.




W końcu się udało ! Powstał. Wyszyłam uśmiech, podrasowałąm co nie co jeszcze, posprawdzałąm i wszysko gra !




    Jestem z niego bardzo dumna, to pierwsza taka wielka praca, która zajęła tyle czasu, ale było warto. Jak zawsze piszę w notkach na blogu Mnisiowo warto robić to co sprawia nam przyjemność, ja robię to co kocham i czuję, że się spełniam.




Tak prezentuje się prototyp okularów w wersji próbnej










A tak cały Minionek z okularami :










Akcja Minionek zakończona powodzeniem, mam nadzieję, że Adaś będzie zadowolony ! Tak samo jak ja jestem zadowolona z swojej pracy :)







   Kochani niedługo zbliża się czas kiedy może być mnie tu coraz mnie, bo na świecie pojawi się mój synek, jednak obiecuję Wam, że posty będą się pojawiać w miarę możliwości i czasu.

Mam nadzieję, że zrozumiecie :)


Zaglądajcie do Mnisiowa aktywność, komentarze i polubienia będą nagradzane !


Teraz przyszedł czas na ozdoby bożonarodzeniowe - mała zapowiedź !


Dziękuję, że jesteście, za miłe komentarze, udostępnienia i za wszystko !


Buziaki :)
Śpioszynka :)


Na koniec Stefan się też z Wami żegna :D

środa, 18 listopada 2015

Moje początki z gitarą :) część II

Witam serdecznie :)

      Korzystając z tego, że w końcu mam wolne postanowiłem coś naskrobać :)
W poprzednim moim poście, napisałem skąd u mnie wzięło się zamiłowanie do gitary :) Dziś opowiem trochę jak brnąłem w to dalej ;)

    Pierwszą moją piosenką jakiej nauczyłem się grać było Smoke On The Water z repertuaru grupy Deep Purple. Niepisana wieść gminna głosi, że podobno każdy zaczynał od tej piosenki :)
Na początku przez dobre 3-4miesiące uczyłem się na pożyczonej gitarze, wydrukowałem sobie akordy i dzień w dzień po kilka godzin przyzwyczajałem palce do odpowiednich chwytów, nierzadko były poprzebijane do krwi ale jestem w stanie stwierdzić że było warto :)

   W końcu musiałem oddać pożyczoną gitarę i przez ponad miesiąc musiałem zaprzestać naukę. Na szczęście tylko na miesiąc bo wtedy właśnie kupiłem sobie swoją pierwszą i jak do tej pory jedyną gitarę, która wiernie mi służy do tej pory.

Mój Durango Mg-900
Na samym początku skupiałem się na tym , by opanować akordy, by móc umiejętnie między nimi przechodzić, by było to jak najbardziej płynne. Najwięcej problemów, zresztą pewnie nie tylko mnie, sprawiły chwyty barowe. Mimo że na początku czułem do nich wstręt i odrazę to z czasem udało mi się je opanować i nawet zaprzyjaźnić :)
Gdy w końcu moja gra gitarowa miała już jakieś podstawy, postanowiłem wziąć się za muzykę konkretnych zespołów. Na pierwszy ogień poszły klasyki takie jak The Rover Led Zeppelin no i oczywiście AC/DC. Wybrałem Highway To Hell a także Hells Bells ponieważ wydawały mi się najłatwiejsze :) Czas oczywiście zweryfikował moje przekonania :)
       Od tamtego momentu minęło już ponad 8 lat a ja z dumą patrze w lustro ciesząc się z tego że sam się tego wszystkiego nauczyłem, że sam do tego doszedłem.
      W niedalekiej przyszłości mam zamiar kupić sobie gitarę elektryczną marki Epiphone. Chodzi tu mianowicie o model G400 w kolorze Worn Cherry. Chyba że moja Kochana Narzeczona bedzie mi chciała jakiś prezent sprawić na Boże Narodzenie to wtedy będę miło zaskoczony :)
https://www.mansons.co.uk/product/epiphone-g-400-pro-cherry-4553
Chociaż nie ukrywam, że moim marzeniem jest gitara, którą możecie zobaczyć tutaj. Na niej właśnie gra mój idol, Angus Young z zespołu AC/DC.
Na pożegnanie wrzucam dzisiejszy filmik z małym mixem znanych utworów AC/DC. Wiem że nie zawarłem w nim wszystkich znanych utworów, ale jestem przekonany że miło będzie Wam się go słuchało! :)

Do kolejnego :)

wtorek, 17 listopada 2015

Minionkowe poczynania pierwszej części część ! :)

Witajcie !

  Od pewnego czasu zmagam się z szyciem Minionka, który spędza mi sen z powiek. Małymi kroczkami dążę do perfekcji w swojej pasji. Wykrój na Minionka rysowałam sama, nie chciałam by był to płaski naleśnik jak wszędzie - chciałam by była to okrągła kluseczka :)

   Rysując wykrój zastanawiałam się, jak będzie wyglądał mój upragniony twór - szyłam kilka dni zanim uzyskałam oczekiwany efekt. Najpierw na starym materiale - by w razie co wprowadzić poprawki. W końcu udało się osiągać zamierzony efekt i tak powstała żółta kluseczka.

Jeszcze nie Minionek !




   Odłożyłam ją w bezpieczne miejsce, by czekała na swoją kolej w przymierzaniu spodni, które musiałam sama zaprojektować, bo wymiary kluseczki były nieco zawyżone niż zamierzałam. Wykrój spodni narysowałam na kartce, przymierzyłam - pasują :) Zadowolona zabrałam się za przenoszenie wzoru na materiał i zaczęłam szyć - jakie było moje rozczarowanie kiedy je przymierzyłam i okazało się, że są hm... za krótkie na pupie ! No, nie pomyślałam - zimno idzie Minionek z gołym tyłkiem nie będzie chodził :) Musiałam coś zaradzić, ale na szczęście szelki uratowały całą sytuację, bo podciągnęły spodenki do góry i pupa schowała się z powodzeniem.
Tak się zaczął prezentować Minionek - z rączkami, nóżkami i dwoma włosami na czubku głowy, zyskał także rękawice i buty by nie było mu zimo, kiedy będzie jechał w daleką podróż do Irlandii.


Już bardziej Minionek !




 Przyszedł czas na logo, jako że nie mam obecnie tuszu w drukarce to po prosiłam o pomoc mojego Pawła, narysował mi to co było mi potrzebne, czas zacząć przenosić wzór na materiał przy pomocy białej kredki do tkanin poszło szybko. Problem pojawił się przy wycinaniu - okazało się bardzo czasochłonne, po kilku próbach w końcu się udało. Przytwierdzone do kieszonki na spodniach dumnie się prezentuje. W między czasie powstały także oczy, ale o tym za chwilę.

Już prawie Minionek !





   Oczy powstały przy pomocy moich magicznych farb do tkanin, którymi malowana byłą także twarz Lali Aureli - klik wzorowałam się na tym co znalazłam w internecie. Tymczasem kiedy okulary schną pomalowane srebrna farbą, uszyłam Renifera - ma trochę krzywe uszy i jest nieśmiały, jednak przesłodki - a możecie zobaczyć go tutaj
Dopiero jutro uda mi się dokończyć okulary dla Minionka, ponieważ to specjalna dekoracyjna farba, która długo schnie.
Razem z Minionkiem w daleką podróż pojedzie także Mały Miś dla Michasia - tutaj klik

  Na pewno nie poprzestanę na tym co do tej pory, jestem samoukiem i wszystko robię metodą prób i błędów a także kosztem marnowania nici i materiału, ale wiem, że warto. Bo tak miło usłyszeć, że ktoś jest z Ciebie dumny - tak powtarza mi mój Mężczyzna, który dał mi najpiękniejszy prezent - Naszego Synka Filipka, który niebawem pojawi się na świecie !

  W niedzielę nie mogłam oczywiście zapomnieć o obejrzeniu mojego programu "Rolnik szuka żony", a czy Wy oglądacie ? Podzielcie się swoją opinią :) ja bardzo lubię Pana Eugeniusza, chociaż w ostatnim odcinku trochę mi podpadł, bo nie zbyt okazywał zainteresowanie swojej wybrance. No, cóż zobaczymy co będzie działo się w następnym odcinku, za to Grzegorz miał najwięcej atrakcji z Anią ! :)

   Tymczasem wracam do pracy, pozdrawiamy razem z Filipkiem, który wysyła Wam porządnego kopniaka by pobudzić Was do czytania !

Ciao ! :)






niedziela, 15 listopada 2015

O mojej pasji, jaką jest szycie zabawek !

Witajcie !

      Ostatnio zastanawia mnie czy miarą talentu są polubienia na znanym wszystkim Facebooku. Czy na podstawie lajków można wiedzieć czy komuś coś się podoba ?

   Należę do kilku grup, gdzie pokazuję się rękodzieło - naprawdę wiele osób dziś się tym trudzi - mniej czy bardziej dokładnie wykonuje swoje prace. Zastanawia mnie czy lajki jakie są pod postami na Facebooku są nabijane czy naprawdę ludzie nie widzą jak to wygląda.
Może moje rozgoryczenie jest spowodowane tym, że ja nie mam lajków?
Szczerze mam to gdzieś, ja wiem jak wykonuje swoją pasję, pracę i hobby. Każdy szczegół dopracowuję, uczę się na błędach - robię to dla siebie, jeśli komuś się nie podoba to już nie moje zmartwienie.

   Wiem, że teraz jest się ciężko przebić, ale mimo to pracuję ciągle nad tym - ciągle i wytrwale. Chociaż czasem przychodzą pewne myśli - po co ? Wtedy szybko je odganiam i mówię sobie - udowodnij sobie i innym, że potrafisz.

  Mam pomysł na siebie, szycie sprawia mi wielką przyjemność mimo, że czasem nadenerwuję się nad wykrojem, które rysuję sama. Kiedy złamie mi się igła albo materiał nie chce współpracować. Mimo to kocham to co robię !

   Zaczynałam od robienia biżuterii, owszem zainteresowanie było duże, później biżuteria gdzieś przepadłą, były bombki, masa solna, wstążki. Na samym końcu szycie. Na tym pozostanę, bo to sprawia mi radość.
   Maszynę zakupiłam pracując w Belgii, kiedyś u koleżanki próbowałam szyć - jako tako wychodziło. Jednak kiedy siostra wróciła do domu z moją maszyną, zestawem nitek - byłam przerażona. Musiałam wszystko zamontować, instrukcja w języku niderlandzkim.

Pomyślałam: cholera! nie dam rady, jak to ustrojstwo działa - przeklinałam ją jak tylko mogłam.

   Jednak po jakimś czasie, na spokojnie usiadłam, poszukałam jak co się montuje i jak się szyje. Jak ustawić ściegi. W ruch poszedł materiał. Zaczynałam na skrawkach, później podkładanie spodni, sukienek itp.
Szyłam ubranka dla lalek, małe i wredne :) ktoś mi powiedział, że jak takie malutkie potrafisz uszyć to i ubrania dla dorosłych pójdą jak z płatka, otóż nie ! Nie chciałam szyć ubrań - to takie oklepane. Szyłam zabawki, bo to sprawiało mi przyjemność.

    Zaznaczając, że w dzisiejszych czasach rękodzieło jest sprzedawane wszędzie - nawet nie macie pojęcia jak dużo osób się tym trudzi. Trzeba zwrócić uwagę na to jakie ono jest. Wiadomo jak ktoś sprzedaje swoje wyroby za 2 zł, będzie miał klientów, bo ma tanio. Zapytanie - jaka będzie jakość zakupionego produktu ? Możecie się domyślić. Podam przykład, ostatnio na pewnej grupie rękodzielniczej napotkałam się na piękne serduszka szyte z surowego materiału, wymiaru 10x10 - cena 9 zł - nic dziwnego w tym nie ma, jednak doczytałam dalej "serduszka z ręcznie malowanym obrazkiem, np. lisek albo misio" zatkało mnie. Farby do malowanie na tkaninie są drogie, mało wydajne, dodajemy do tego pracochłonność, czas i zaangażowanie, materiał i prąd. Już się z 9 zł robi większa kwota.

  Sama wiem, że wcześniej zaniżałam ceny, by mieć klientów jak sprzedawałam biżuterię - teraz powiedziałam sobie nie. Cenię swoją pracę, każda jest dopracowana i inna. Dokładnie sprawdzam wszystko czy jest przyszyte, wykończone i czy nie rozpadnie się gdy dziecko będzie się bawiło.
Zwracam uwagę na wiek dzieci by nie dawać elementów które małe dziecko mogło by zjeść. To ważne - trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw.

   Ja do swoich prac wkładam wiele serca, lubię to ! Wykroje modyfikuję sama, metodą prób i błędów to moja specjalność i mimo to, że czasem nie wychodzi tak jakbym chciała - poprawiam do momentu kiedy sama jestem zadowolona.

  Moje prace są wykonane z dbałością o każdy szczegół, ubranka uprzednio prane i prasowane. To świadczy o jakości. Cenię to co wykonuję, bo jest to moją pasją !

Zapraszam po więcej moich przemyśleń w najbliższym czasie.
Ostatnio mało piszę, bo mam kilka spraw do ogarnięcia, tutaj możecie zobaczyć co powstało w ostatnim czasie.

Pozdrawiam !
Ciao :*